„Znów poczuł, jakby były to jakieś halucynacje. Czy to możliwe? Czy możliwe by to słyszał? By wszystko zdawało się stanąć w miejscu, a jedynie te dwa głosy miały zdawać się teraz spleść pośrodku nicości w ten dysput nikomu niepotrzebny.

Wszystkiego tego, jakby nie było, a jednak było bardziej niż cokolwiek innego. A jednak było i brzmiało to w jego uszach. Dudniało w nich. Brzmiało, jak wszystkie trąby, te u bram Jerycho. Brzmiało swą pustką, jak wspomnienie jego z miasta umarłych. Brzmiało, jak †a cisza umarłych po zdobyciu Askalon. Po przejściu przez mury jego i wybiciu, co do nogi tam każdego. Po wybiciu, kiedy już nie było komu się żalić, nie było komu zaskomleć ten ostatni raz. Nie było komu, bo nie było już tam nikogo. Nikogo, k†o mógłby odpowiedzieć na pytania, których nikt nie stawiał. Kto mógłby odpowiedzieć, po co to? Po co to tu wszystko?…

Zdawało się dudnić, a równocześnie, jakby tylko z cicha szeptało. Szeptało niemo ustami śmierci. Tej oto wpatrzonej w niego śmierci, z którą jego myśli zdały się wejść w dysputę, by spleść wspólnie w nicość swą”…

           Powieść „Wojna wojen” 

                     Fragment wywiadu z autorem powieści 

(…) A przecież to uczucia są najważniejszymi w życiu. To na nich wedle mojej tezy, opiera się całe doświadczanie życia i bytu. Są jedyną prawdziwą wartością.

Marcin Zarówny

R. Może Pan to wyjaśnić?

Z. Moim marzeniem jest zaprojektowanie hiper-wysokościowca powyżej pułapu kilometra (klasa drapacza chmur o wysokości powyżej 1000m – przyp. autorki). Chciałbym móc stanąć na ostatnim jego piętrze i spojrzeć z niego na cały świat, zobaczyć cały ten widok. Ale czy ostatecznie, to ma to znaczenie, czy go kiedyś zaprojektuję, czy może to, co podczas tego poczuję? Innymi słowy czy zabiorę wraz ze sobą sam wysokościowiec, czy tylko uczucia, które pozwoliłem sobie w trakcie tego odczuć?… I teraz powiem więcej. Być może tenże stojący gdzieś tam w piachu pustyń, lśniący od słońca hiper-wysokościowiec o pięknym kształcie, który chciałbym zrealizować, jest tylko próbą ucieczki przed lękiem, przed odejściem? Potrzebą pozostawienia po sobie czegoś, co miałoby zapewnić sobie pamięć, a przez to, fałszywie kreowane przez kompleksy, wieczne życie, dalsze niekończące się życie po swej śmierci? Miałoby fałszywie zastępować prawdziwą wiarę w absolutną wartość swego życia. Czy nie po to faraonowie wznosili swe świątynie, a nadto piramidy i zwłaszcza zespół w Gizie? Nieświadomi tego, z próżności i lęku przed nicością, budowali coś, co kapłani i architekci wykorzystywali dla wzniesienia czegoś znacznie bardziej znaczącego. Jest to zatem niczym innym, jak lękiem przed pierwotnym poczuciem nicości. Wedle mojej tezy, lęk ten bierze się, między innymi, właśnie z poczucia żalu, że nie odczuło się wszystkiego do końca i tak, jak można było. Odczuwa się żal przed tym, co mogło być. Schopenhauer o tym trafnie filozofował, a Proust opisał. Jeśli więc odczuć, pozwolić sobie na dopuszczenie wszystkich uczuć, to w chwili odejścia, być może nie będzie już lęku przed kończącym się życiem. Będzie poczucie spełnienia. Będzie też coś znacznie więcej.

R. Co takiego?

Z. A, do tego, to każdy musi dojść samemu (śmiech). I proszę mnie dobrze zrozumieć. I też zrozumieć tę niefortunną reakcję śmiechem. To nie tyle śmiech, jako śmiech, który mógłby oznaczać dezynwolturę, a tylko mechanizm obronny, aby skryć moje skrępowanie i zniechęcić Panią do zadawania, o to jedno, dalszych pytań.

R. (śmiech) Dlaczego?

Z. Gdyby to po prostu ktoś mógł i miał powiedzieć, dając tym samym skrót dla innych, to i tak żaden ów inny, tego nie przyjmie. Do tego każdy musi dojść samemu i swoją drogą. Mogę tylko dawać impulsy i prowokować do konkretnej refleksji.

R. To proszę to zrobić.

Z. Gdzie, tu?! Jak powiedział, kiedyś mój konstruktor… Za mało miejsca! A mówiąc poważniej, to nie ta przestrzeń, a ja to cały czas robię. Być może po to właśnie piszę. Piszę dla siebie, by to coś móc zrozumieć. By poczuć to coś, czego szukam.

R. To pomijając pański śmiech i wracając do pańskiego pisania (śmiech). Proszę to rozwinąć, o czym Pan mówi. To być może bardzo znaczące dla zrozumienia tego, co Pan chce wyrazić w swojej literaturze.

Z. Cóż, wedle nie tylko mojej tezy, to odczuwanie jest najważniejsze, a umiejętność nazywania swoich uczuć, fundamentem poczucia spełnienia i szczęśliwości. A język to narzędzie do oddania tego. Zatem też, poczucie jego ubóstwa dla wyrażenia tego wszystkiego, co się czuje, oznacza pewne podstawowe ograniczenie w poczuciu szczęśliwości. Dlatego też, uważam, że to właśnie szukanie właściwych słów i czasem tworzenie własnych, może oznaczać owe zaawansowanie. Ta potrzeba szukania możliwości wzbogacenia swego języka, dla oddania swoich uczuć. Opisania i oddania tego, co się odczuwa. Jeśli tak jest i człowiek szuka słów, aby oddać to, co czuje, to dowodzi to faktu, że dana jednostka wykracza ponadto, co wystarcza powszechnie ludziom na ich poziomie postrzegania świata. Proszę dobrze mnie zrozumieć. Oczywiście nie mówię, że akurat ja moim słowotwórstwem wykraczam ponad powszechne potrzeby, a zatem i możliwości. Wręcz odwrotnie. Moje słowotwórstwo nie jest, tak szerokie i nie stosuję tego często. (…)

ZAR Zarówny – all copyrights reserved